Opowiadamy bajki dzieciom (?)

Zastanawiam się, jak wielu rodziców opowiada swoim dzieciom. Chodzi mi tutaj o opowiadanie własnymi słowami, w kontakcie z dzieckiem. Na ile opowiadanie jest organiczne? Czy trzeba w ogóle przypominać o wartości opowiadania? Czy są jakieś statystyki? Badanie przeprowadzone w 2020 r. na 2000 amerykańskich rodziców pokazało, że 86% z nich uwielbia czytać lub opowiadać dzieciom bajki na dobranoc, 3 na 4 marzy, żeby ta możliwość nigdy się nie skończyła, a 36% sądzi, że to najbardziej jakościowy czas jaki mają z dziećmi (Onepool 2020).[1] 21% ankietowanych zadeklarowało, że woli wymyślać własne historie, a 41% było bardziej skłonnych czytać opowieści z książki. Badanie było jednak zleceniem komercyjnym, a nie naukowym, dotyczyło nie tylko opowiadania, ale też czytania i przeprowadzone zostało w USA, gdzie poziom i promocja czytelnictwa stoją na o wiele wyższym poziomie niż u nas. Dla porównania – w roku 2019 72% dorosłych amerykanów zadeklarowało przeczytanie przynajmniej jednej książki w ciągu roku, w Polsce było to już jedynie 39%.[2] Jeśli ekstrapolować tę liczbę na poziom „opowiadactwa” w Polsce, znaczyłoby to, że o wartościach i przyjemnościach opowiadania należy głośno mówić.


Dobrze pamiętam, jak rodzice opowiadali mi bajki – Mama z kanonu kilku baśni, Tata improwizował. Na prowadzonych przeze mnie warsztatach dosyć często spotykam osoby, które mówią, że nikt im w dzieciństwie nie opowiadał (jeśli już, to czytał). Zastanawiam się wtedy, jak to być mogło (?). Czasem bajki opowiada się na tak wczesnym etapie, że możemy tego nie pamiętać, czasem ktoś opowiada dziecku historie codzienne, rodzinne, a niekoniecznie bajki. Bywa, że dorosły w ogóle nie opowiada – powodów można sobie wyobrazić wiele: brak czasu, zdrowia, nawyku, pomysłu, lęki narracyjne itp. Jak ta sprawa ma się w rzeczywistości w naszym społeczeństwie? Jak ma się w Waszych rodzinach i społecznościach? Piszcie w komentarzach :) Wasze doświadczenia i diagnozy będą inspiracją dla innych (albo motywacją dla Was samych!) do opowiadania.

Kamienie opowieści - story stones

bajki?

Fakt, że „opowiadamy bajki dzieciom” jest niepewny, wyjdźmy zatem od skromnej tezy, że „ja mojemu dwuletniemu Leo bajki opowiadam”. Chciałbym od razu wyjaśnić, co rozumiem przez „bajki”, i co przez „opowiadam”.

Więc bajka – nie chodzi mi tu o podręcznikowy utwór epicki pisany prozą lub wierszem, zawierający naukę moralną, czasem o charakterze satyrycznym[3]. Mówię bajka, ale w najogólniejszym sensie mam na myśli fikcję.

Opowiadam. Co to znaczy? Mam pewne doświadczenie jako opowiadacz-performer przygotowujący występy dla dzieci i dorosłych. Czy znaczy to, że opowiadam dwuletniemu Leo jak rodzic-czarodziej, z opowieścią przemyślaną, ze zbudowanymi obrazami wewnętrznymi, przećwiczoną, ilustrowaną muzycznie? Nie – opowiadam jak rodzic-rodzic. Po prostu, bez przygotowania. Na pewno czerpię z aspektów mojego rzemiosła takich jak dykcja, ekspresja, rytmy, ale to na podobnej zasadzie jak śpiewak operowy, który raczej nie będzie usypiał malucha śpiewając arie, co nie przeszkadza temu, że zaśpiewa czysto i przyjemnie.


Mały domek na skraju lasu
W małym domku na skraju lasu mieszkał sobie Kotek Miau-Miau, Piesek Hau-Hau i Leo. Pewnego dnia usłyszeli pukanie do drzwi. Puk puk! Kto tam? To babcia! Przyniosła naleśniki. Mmmm… Wszyscy jedli naleśniki mniam, mniam. Kotek jadł, i piesek jadł, i Leo jadł, i babcia jadła. Puk puk! Kto tam? Przyszedł Staś. „Idziemy na spacer!” –powiedział. […]

Początki

Zanim Leo się urodził, zastanawiałem się - jak to będzie opowiadać bajki własnemu dziecku? Pierwsze miesiące życia nie były szczególnie zachęcające do opowiadania. Wygrywało kołysanie, śpiewanie, nazywanie przedmiotów. Opowieść była obecna tylko w najprostszej formie, czyli w opowiadaniu o tym co dzieje się tu i teraz –„ubieramy jedną nogawkę i drugą nogawkę…”. Zdarzyło się też kilka sytuacji np. podczas długich podróży samochodem, kiedy opowiadałem Leo zmyślone historie. Wiedziałem że dopóki opowiadam w sposób w miarę zrównoważony łagodny, mogę mówić cokolwiek, bo Leo i tak nie zrozumie treści, dostanie za to prysznic dźwięków, rytmów, spojrzeń, uśmiechów, no i arsenał dla mózgu do budowania bazy językowej.

Leo jako niemowlę miał problemy z zasypianiem (długie godziny chodzenia z tulą i podśpiewywania). Na pewnym etapie polepszyło się i z noszenia i śpiewania przeszliśmy na czytanie książki przed snem, a potem na wspólne leżenie i opowiadanie. Opowieść przyszła jako naturalny sposób na wieczorne wyciszenie się. Mamy więc pierwsze konkretne „po co” opowiadania. Żeby dziecko zasnęło! Oczywiście, nie tylko o to chodzi. Ale o tym dalej…

Ojciec czyta dziecku Kalevalę
Hmm.. a może by tak posłuchać Kalevali - fińskiego poematu epickiego?

Organizacja świata przeżyć

Pewnego wieczoru, kiedy Leo miał nieco ponad 1,5 roku, usłyszałem jak Anuśka[4] - moja żona - opowiada mu bajkę na dobranoc. Opowiadała mu jego dzień - w historię wplatała wszystkie osoby i wydarzenia z tego dnia, z tym że zamiast Leo, wszystko to przytrafiało się królikowi (swoją drogą, to ciekawa idea, że życie przydarza się komuś innemu niż nam samym, szczególnie jeśli jest to królik).

Bardzo mi się ta opowieść spodobała i zacząłem wieczorami opowiadać w podobnym duchu. Z czasem historia ewoluowała w stronę fikcji, niemniej utrwaliła się w niej struktura, która każdego wieczoru ma się mnie więcej tak. Opowieść zaczyna się w domu[5], następnie ktoś przychodzi z wizytą (puk puk!), wizyt może być kilka, a ich konsekwencją jest zazwyczaj wspólne jedzenie lub spacer, opowieść kończy się kładzeniem spać oraz wyliczanką, kto już śpi. Królik śpi, Mama śpi, Tata śpi. Kto jeszcze śpi, Leo? [Leo wylicza] I wszyscy zasnęli.

Możemy spojrzeć na opowiadanie jako na metodę przetwarzania informacji o świecie. Jedną z podstawowych funkcji opowiadania i tworzenia historii jest wtedy organizacja doświadczeń. Czyli, uwaga, opowiadając dajemy dziecku narzędzie do organizacji świata przeżyć. Jest to dosyć ciekawe, biorąc pod uwagę, że opowiadamy koniec końców fikcję.

W małym domku na skraju lasu mieszkał sobie Kotek Miau-Miau, Piesek Hau-Hau i Leo. […]

Leo nie mieszka w tym momencie w małym domku na skraju lasu, tylko na dziewiątym piętrze warszawskiego bloku. Mieszka z mamą i tatą, bez psa, ani kota. Fikcja. Nieprawda!

Zdjęcie autorstwa Markus Spiske z Pexels

I po co kłamać?

Zauważmy, że ta fikcja nie jest przypadkowym zbiorem wydarzeń, miejsc i postaci. Ma wyraźne połączenie z rzeczywistością w postaci bohaterów (Leo), rodzajów postaci (kot, pies), miejsc (dom), działań i stanów (pukanie do drzwi, jedzenie, chodzenie na spacer) i innych kategorii, o których pouczy nas filozof Roman Ingarden[6]. Doznania sensoryczne naszego dziecka, nowo poznane słowa, osoby i zachowania w opowieści kompresowane są w sensowną strukturę. Co więcej, dziecko słuchając nas, samo uczy się nadawać sens własnym doświadczeniom. W przyszłości będzie mogło także nadać kształt temu, czego mogłoby doświadczyć! Stąd w długim horyzoncie rozwoju mogą wyrastać dążenia, lęki, myślenie wariantowe, empatia itd. Oto magia fikcji.

To wszystko wiąże się z rozwojem językowym malucha, który potężnie wspieramy, gdy decydujemy się na opowiadanie bajek. Jednak nasz wewnętrzny świat nie jest wypełniony wyłącznie słowami. W opowieści wyraża się też stosunek opowiadającego do rzeczywistości – humor, ekscytacja, znudzenie, zaskoczenie, docenianie, lekceważenie, radość, tęsknota. To są potężne narzędzia - magiczne moce - w które wyposażamy dziecko. Opowiadając przekazujemy nasz wyjątkowy sposób patrzenia na świat. Pokazujemy świat wydarzeń i przeżyć z pewnego dystansu, pokazujemy jak można go przeżywać i w jakie konfiguracje układać. Oczywiście, nieustannie odsłaniamy się przed dziećmi, przekazujemy im wzorce w każdej codziennej sytuacji, ale w procesie opowiadania jak nigdzie indziej mamy szansę, żeby pokazać swoje twórcze, otwarte i swobodne ja.

Tutaj też uwidacznia się  ważna różnica między czytaniem a opowiadaniem. Opowiadanie jest po prostu bardziej osobiste, bo to my jesteśmy narratorem – opowiadamy po swojemu, ze swojej perspektywy.[7] W literaturze spotykamy się z narratorem obecnym w tekście, za którym stoi pisarz i jego wyobrażenia. Takie spotkania literackie są niezwykle cenne i podobnie kluczowe dla rozwoju, ale nie zastąpią relacji z żywym narratorem tu i teraz – czyli z nami.

Mama z dzieckiem puszcza latawiec


6. Opowieść skrojona na miarę

Proces opowiadania może być wspólną grą, zabawą. To jedna z naprawdę udanych gier, gdzie uczestnicy o różnych poziomach umiejętności mogą się razem dobrze bawić.

- Puk, puk! Kto tam?
- Babcia! – krzyczy Leo, który w tym momencie potrafi powiedzieć łącznie pięć słów.
Weszli w krzew tui, patrzą a tam…
Myszka! – mówi Leo. Rzeczywiście na spacerze w Łazienkach Królewskich pod jedną z tui widzieliśmy mysz.

W procesie opowiadania jesteśmy z Leo partnerami, każdy z nas włącza się w opowieść po swojemu. Opowieść jest czymś wspólnym – gdyby Leo krzyknął: Królik!, do chatki przyszedłby przecież królik. Oczywiście to ja jako dorosły mam funkcję mistrza gry i przewodzę narracji (a przynajmniej Leo pozwala mi zachować takie złudzenie). I tutaj czas na kolejne ważne „po co”? Po co opowiadać swoim dzieciom? Bo to prawdopodobnie my najlepiej dostosujemy opowieść do naszego dziecka. Jeśli akurat nie mamy ukochanej niani rodem z ubiegłych stuleci, to największa szansa, że to my – rodzice, opiekunowie – będziemy jedynymi osobami na tym świecie, które z bajką trafią w punkt! Jest to wyzwanie, bo trzeba znać świat wyobrażeń dziecka, jego potrzeby, wiedzieć na jakim jest etapie rozwojowym; mieć zbudowaną relację zaufania, żeby dziecko czuło się swobodnie. Z drugiej strony, żeby zacząć opowiadać nie potrzebujemy żadnych specjalnych, profesjonalnych zdolności. To nie umiejętności wokalne, ani bujna wyobraźnia są najważniejsze w praktyce rodzinnego opowiadania. Wystarczy empatia.

Zdjęcie autorstwa Ketut Subiyanto z Pexels

„Po co opowiadać dzieciom? A po co innego żyć?”

Więziotwórcze, wspiera rozwój mowy, myślenie przyczynowo-skutkowe, poczucie bezpieczeństwa (bliskość i uwaga osoby dorosłej), poczucie własnej wartości (samodzielność narracyjna). Możemy sobie wypisać hasłowo „zalety opowiadania dzieciom”. Fajnie. Tylko warto nie przegapić, że opowiadanie tak jak taniec, muzyka, rysowanie, a nawet jedzenie, to realizacja potencjału, który jest w nas i w naszych dzieciach. To szansa na chwile z kategorii „pełnia życia”.  

Po co opowiadać dzieciom? A po co innego żyć? Albo inaczej (jeśli jesteśmy bardziej zorientowani na cel, niż na proces). Dlaczego dziecko ma być pozbawione możliwości realizacji swojego potencjału do opowiadania?[8] Widzę dobitnie, że dziecko w wieku dwóch lat, może już aktywnie współtworzyć proste opowieści. Dlaczego je tego pozbawiać?

Jak wspomniałem na początku, możemy mieć wiele powodów. Ostatecznie to każdy z nas decyduje jak chce spędzać czas z dzieckiem, jak je wychować i jaką miarą się mierzyć, żeby nie zwariować. Ja na przykład, póki co, niewiele zdziałałem z Leo w dziedzinie zabaw sensoryczno-plastycznych, bo po prostu „jakoś tak wyszło” i w nawyku miałem inne zabawy. Patrząc wstecz, ucieszyłbym się, gdyby ktoś mi przypomniał i wyjaśnił: Ej, twoje dziecko może już bawić się farbami i rozwijać swój twórczy potencjał. Dlatego ten wpis, pytania i zachęta.

Na koniec  dodam tylko, że ten tekst to „refleksje ojca dwulatka”. Wraz z rozwojem dziecka można naturalnie pomyśleć o innych ważnych „po co” opowiadania np. oswajanie nieznanego, poznawanie innych kultur itd. Można się też zastanawiać nad pytaniem, po co opowiadać dorosłym, aż dojdziemy do problemu "po co w ogóle opowiadać?". Złapiemy się wtedy za głowę, skurczymy, wygładzimy i wskoczymy do kołyski, by wysłuchać kojącej bajki pod tytułem: Skąd wzięły się historie :)

Zdjęcie autorstwa Ksenia Chernaya z Pexels


Przypisy:

[1] Badanie Onepool zlecone przez Wonderbly. Przeprowadzone na próbie 2000 dorosłych amerykanów.

[2] Dodajmy, że w Polsce ankietowani to osoby od 15 roku życia. Dane:

1) USA: https://www.statista.com/statistics/222737/book-reading-trends-by-number-of-read-books/

2) Polska:
https://www.bn.org.pl/download/document/1587585168.pdf

[3] Fragment definicji encyklopedii PWN,
https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/bajka;3873437.html

[4] Pani Anna Szufa.

[5] Jak większość baśni, które, jako gatunek, często zaczynają się i kończą w domu.

[6] R. Ingarden, O poznawaniu dzieła literackiego

[7] Chyba że czytamy dziecku własną książkę!

[8] Na ten niezwykle cenny zwrot myślowy, z tym że w odniesieniu do muzyki (nie pytajmy dlaczego warto uczyć dzieci muzyki, ale dlaczego by w ogóle pozbawiać dzieci realizacji tak podstawowego uzdolnienia) zwróciła moją uwagę Anna Weber w książce Rok wychowania przez sztukę czyli jak żyć kreatywnie.